Siedzimy na swoich miejscach jadąc pociągiem już od kilku godzin, przed nami dwie noce w podróży. Wszystko nowe, z ciekawości znoszę ścisk i brak prywatności. Przychodzi młody Hindus z promiennym uśmiechem, który już zagadywał nas na peronie. Wita się z nami z próbą akcentu młodzieży z amerykańskiego getta. Przedział jest pełny, każdy siedzi na swoim miejscu, ale on podchodzi do siedzącego naprzeciwko nas Hindusa w wieku jego ojca i zwracając się do niego „unkel” pokazuje, aby się przesunął. No i wciska swój chudy tyłek między pasażerów. Jest chudy, zresztą jak wszyscy w tym pociągu, przypominam jedziemy sleeper classe, a to najtańsza opcja leżąca w pociągu, poniżej tej klasy jest już tylko dramat. Nikt nie oponuje, nie wygania go, nie wścieka się, że to nie jego miejsce. Tu często na dwóch wykupionych miejscówkach jedzie kilkuosobowa rodzina.
Młody szeroko się uśmiecha i bije od niego niezwykła pozytywna energia. Kiedy widziałam go na peronie miał kurtkę z długim rękawem i jak gdyby rękę w kieszeni, dopiero teraz zobaczyłam, że nie ma ręki.
Hari – chłopak bez ręki.
Hari pochodzi z północnego stanu Indii z Haryany. Urodził się i wychowywał na wsi. Kiedy miał 3 lata wyrwało mu prawą rękę, kiedy bawił się koło rolniczej maszyny. Póki był mały jeszcze był o to do akceptacji, każe dziecko wymagało pomocy i opieki, ale kiedy był już starszy coraz bardziej zaczynał przeszkadzać brak ręki. A jako członek wiejskiej społeczności, był po prostu bezużyteczny. Nie widział sensu ani perspektyw, dopóki nie usłyszał od kogoś, że on sam ma wpływ na to, kim będzie i jak będzie wyglądała jego przyszłość. A ręka którą ma, jest sprawna i powinien skoncentrować się na tym, jak może to wykorzystać. Ten sam człowiek, nauczył go grać w badmintona. Hari zaczął grać. Nie poddając się, grał i zaczął poświęcać graniu coraz więcej czasu.
Właśnie jechał na para-zawody. Za sobą miał już kilka lokalnych sukcesów. Z pasją opowiadał nam o codziennych, kilku godzinnych treningach. Pełny wiary w sukces i świetlaną przyszłość. Mówił z taką pewnością, że wszystko zależy od niego, że jest kowalem swojego losu, bo przecież był w beznadziejnej sytuacji i zmienił to. Mówił o tym, jak ważne jest, aby się nie poddawać, walczyć o siebie, podnosić się z upadków i przeć dalej do celu. Jego cel to stać się najlepszym. Hari ma przyjaciółkę, Kushi z którą od dwóch lat „godzinami” gada przez telefon, nigdy jej nie widział. Poznał ją telefoniczne przez swojego kolegę. Obiecał sobie i Kushi, że spotkają się, kiedy będzie znanym zawodnikiem.
Miał w sobie tyle pasji i wiary w swoją niezależność, że mógłby obdarzyć nią wszystkich wkoło milcząco wodzących wzrokiem za każdym gestem Hariego. Przykuwał uwagę. To ten typ, który jak gdzieś się pojawia to przejmuje przestrzeń, reszta pozostaje w „cieniu” jego entuzjazmu.
W przedziale sleeper classe warto na noc przykuć łańcuchem i zabezpieczyć kłódką bagaż, do siedzenia, ma to zmniejszy prawdopodobieństwo, że go ktoś ukradnie. Wiedzieliśmy o tym z przewodnika. Kłódki i łańcuchy można było kupić na peronie, a i w pociągu przed nocą też pojawiali się sprzedawcy łańcuchów. Ostrzegał nas o tym również Hari. Tak też zrobiliśmy. Umieszczone pod siedzeniem plecaki przyczepiliśmy do siedzenia. Nasze plecaki w ciemnych jednolitych workach nie wyglądały atrakcyjnie i zachęcająco.
Noc była trudna. Potworny hałas wiszących u sufitu wiatraków przypominający dźwięk startującego samolotu, utrudniał mi zaśnięcie. Spałam na górze, do dziś wydaje mi się to być najbezpieczniejsze miejsce do spania w pociągu, choć nie koniecznie najbardziej komfortowe. W nocy coś mnie obudziło. Nagle powrócił szum wiatraków, ale też pojawił się odgłos marszu ciężkich wojskowych butów. Przez szpary między powiekami zobaczyłam jak idą gęsiego wzdłuż wagonu żołnierze z karabinami w ręce. Pierwszy raz w indyjskim pociągu, w tym momencie przyjęłam to za standard, po prostu dbają o bezpieczeństwo i chodzą na taki nocny pociągowy patrol. Ponownie zasnęłam.
Rano okazało się, że jednak to wcale nie był standardowy nocny obchód, tylko nocą przez pociąg przeszła złodziejska banda, dlatego też pojawili się uzbrojeni żołnierza. W Indiach nadal są powszechne napady na pociąg z bronią w ręku. Z obawą, ale szybko zerkamy pod siedzenie, są. Na szczęście nikt nie ruszył naszych plecaków. Przed nami jeszcze 3 miesiące w tym kraju, bez zawartości plecaków z tak skromnym budżetem, był by to niezły survival.
Niedługo po naszym przebudzeniu, pojawił się Hari, tylko, że gdzieś po drodze stracił swój promienny entuzjazm dnia wczorajszego. Okazało się, że nocą jego bagaż zniknął, mimo iż był przypięty. W walizce miał ubranie na zawody i oczywiście paletki.
Siada naprzeciwko nas, podłamany. Zaczyna od żalenia się, wymienia, co stracił i że nie pochodzi z bogatej rodziny. Znalazł się w sytuacji, na którą nie miał wpływu. Jakby wszystko o czym mówił wczoraj z takim entuzjazmem przestało mieć znaczenie. Po chwili narzekania, zaczyna jednak wracać na wczorajszy tok myślenia i sam stwierdza, jakby doznał oświecenia, że przecież nie zabrali mu jego talentu i szansy na wygraną. Zaczyna coraz więcej o tym gadać i nakręcać się coraz bardziej, pomagamy mu w tym mówiąc, że ma rację, to były tylko przedmioty, przecież nadal może grać. Po jakimś czasie wróciła energia i uśmiech Hariego. Przez resztę drogi ponownie tryskał entuzjazmem, siejąc wkoło pozytywnym nastawieniem i pewnością kierowania swoim losem.
Hariego spotkaliśmy jeszcze na ulicy w Bengalore, kiedy szukaliśmy noclegu. To jedno z najdroższych i też najbogatszych miast Indii. Znalezienie taniego i w miarę przyzwoitego miejsca, graniczy z cudem. Hari zaprowadził nas do bardzo taniego hotelu, gdzie zdziwili się widząc turystów. To był tani hotel dla Hindusów z pokojami, a właściwie boksami bez okien i wspólną łazienką, ale było czysto i bez robactwa, więc spędziliśmy tam kilka dni.
Nie spotkaliśmy już więcej Hariego.
Żadnego zdjęcia, pamiątki, w podróży zaginął gdzieś adres Hariego i telefon do Kushi, ale pamiętam ten jego niewiarygodny, jak na Indie, optymizm, jakby żył w zupełnie innym świecie. Zostało wspomnienie o radosnym i przyjaznym Harim, chłopaku bez ręki, który miał plan – zostać gwiazdą badmintona.
Minęło sporo lat od tamtej podróży. Lubię myśleć, że spełnił swoje marzenie i obietnicę, daną Kushi.